wtorek, 16 lipca 2013

SlotArt Festiwal 2013 - sztuka, koncerty i Dzizas w proszku

To moja trzecia wizyta jako uczestnik na slocie. Stwierdzam, że wystarczy, za rok jadę na wolontariat. Myślałam o sekcji dekoracji, by nadać ozdobom w kafejkach kolorowych wizji i twardej ręki, lub jako legitymacyjna fotograf (mniej realne). Chciałabym pomykać jak cień na scenie i robić artystom foty z bliska. (w tym roku na głównym koncercie byłam tylko pod barierką a na doświadczalnej kładłam się na schodach, w sumie też spoko). Albo trzecia opcja, nieco surrealistyczna to taka, że zbiorę ludzi i siebie do kupy by spróbować zrobić wystawę artystyczną.
O samym festiwalu dla tych do nie byli?
Pojechana atmosfera. Nie trzeba pić by się dobrze bawić. Ludzie tak pozytywni i zakręceni, że czasem nawet jak dla mnie za bardzo. Jest tak absurdalnie przyjaźnie, że jak zostawisz laptopa gdzieś na festiwalu, to ci go odniosą i jeszcze pewnie odkurzą. (zgubiłam telefon - kolesiówa była tak miła, że sama mi go odniosła). Więc czasem z lenistwa nie zamykałam namiotu. Chętni mogą chodzić w ciągu dnia na różne warsztaty i wykłady. Choć moim zdaniem repertuar zawężył się odkąd przyjechałam po raz pierwszy. W sumie tow  tym roku nie chodziłam na warsztaty, bo na rękodzieło ani na rysunek architektoniczny nie pójdę, bo wszystko mogę zrobić w domu. Z kuglarstwa jednak jestem dość lamowata. W końcu poszłam na kilka wykładów podróżniczych i spotkań-wykładów lifestylowych. I tu się nacięłam. Wszyscy poszli na jedno kopyto. Niby mówią sensownie i luźno o rzeczach które wszyscy wiemy i wiemy, że są mądre, ale po chwili wychodzi szydła z worka - Jezus w proszku. Nagle słyszysz, że każde problemy, kłótnie, po uproszczeniu są problemem wiary. A, jak masz za mało czasu, albo coś ci nie idzie powinieneś posiedzieć kilka godzin i pogadać z Bogiem. Niestety, nie dowiedziałam się nic ciekawego. A "mądre" pogadanki o wierze i jasnej drodze ku światłości zostawiam dla tych co nie mają wyrobionego i twardego światopoglądu. Więc jeśli nie wiesz w co wierzysz albo czujesz się zagubiony życiowo jedź i daj się odbudować duchowo. Taka duchowa wersja alkoholika po odwyku. Ale to moja subiektywna opinia, niektórym osobom odpowiadały owe wykłady. No, w każdym razie, ja osobiście  n i e n a w i d z ę  gdy ktoś próbuje mi wepchnąć swoją ideologię. Dziękuję, wychodzę. 

Subiektywna lista interesujących odkryć tegorocznego slotu

Scena doświadczalna - Fismoll

To moja ulubiona scena, znajdująca się w środku w katedry gotyckiej. Niebieskie światła, nastrojowa muzyka i nieziemska akustyka, wizualizacje na ścianie. Fismoll to młody wokalista i gitarzysta o skandynawskich korzeniach, który niedawno wydał swoją debiutancką płytę, At Glade, tworzy muzykę niezwykle nastrojową, senną. Charakter jego muzyki dobrze opisują jego słowa: Dźwięki nie są od tego by przeszkadzały, są od tego by za nimi tęsknić.

Scena literacka - Dariusz Eckert


Znany krakowski poeta, murarz i chuligan. Autor zbioru wierszy i krótkich opowiadań Mój anioł i powieści Kamienica. 
Byłam na występie poprzedzającym Eckerta, co dało przezabawny kontrast. Poprzedni koleś czytał swoje wiersze jakby odczytywał instrukcję używania spłuczki toaletowej. Publikował coś tam, gdzieś tam, a przy jednym z wierszy powiedział, że w sumie to wcale go nie napisał, ale przeczyta jako swój. Potem wszedł Eckert, poleciała nastrojowa muzyka, gdy odczytywał swoje wiersze, można było poczuć, że te słowa coś znaczą. Pokazywał również na projektorze krótkie filmy swojego autorstwa, będące uzupełnieniem twórczości, tutaj jeden z nich: http://www.youtube.com/watch?v=H3oYhyMBMtY

Scena główna - Marika
Znana polska, charyzmatyczna wokalistka, kojarzona muzyką reggae. Zazwyczaj obracająca się w ramach muzyki elektronicznej, na tegorocznym Slocie zaprezentowała swoje inne oblicze, akustyczne, bardziej zmysłowe i delikatne. Pomijając niesamowity głos, w przerwach między piosenkami dała się poznać jako bardzo otwarta i miła osoba. Wspomniała nawet o której odjeżdża busem do Stargardu, zapraszając chętnych ze sobą.

Scena główna - Fair Weather Friends

Podobno najczęstsza reakcja to "To oni są z Polski?!". Owszem, są. Frontman bardzo wczuwał się w śpiewanie, co udało mi się uchwycić na zdjęciach. Pomieszanie muzyki tanecznej, elektronicznej i stylistyki gitarowej. Whatever, obczaj sam/a;

6.  Fireshow
Nic nowego, ale i tak lubię. Codziennie na slocie po północy odbywał się pokaz tańca z ogniem.

Instalacja grupy Yello
Kruchta katedry to miejsce na instalacje artystyczne. W tym roku to kilka maszynopisów, których kartki są niekończące się i podwieszają się na suficie, tworząc sieć słów i papieru. Pominę całą pajacowatą gadkę o syntezie i innych trudnych słowach za którymi kryje się sztuka współczesna, by poczuć się fajna.

7. Wystawa Sensum

 Zmysłowe, bez intelektualnej podbudowy zdjęcia.
Artyści: Karol Grygoruk | Karolina Karwan | Monika Kmita | Wojciech Kucharczyk | Laura Makabrescu | Anna Orlowska | Bart Pogoda i Silvia Pogoda | Bara Prasilova | Łukasz Wierzbowski | Karolina Zajaczkowska

Duża scena - The Brimstone Days
Graniem mnie nie zachwycili, ale lądują w tym zestawieniu za umiejętność zabawiania publiki. Pierwszy raz w życiu widziałam, by basista kradł całe show! Facet z półdługimi blond włosami, rudą brodą i gołą klatą, skakał, rzucał się, tarzał po scenie, a czasem nawet śpiewał. Niestety nie mam fotek, pierwszego dnia nie nosiłam ze sobą aparatu.

Slotowe kino - Imagine
Z racji tego, że filmy puszczane są późno w nocy i do tego równolegle z koncertami na doświadczalnej i fireshow, byłam tylko raz. Puszczali Imagine. Nie będę opisywać filmu, bo niezby uważnie go oglądałam z powodu zmęczenia.

Randomowe foty

Zdjęcie specjalne

Tak jak przy niektórych fotorelacjach z wycieczek, jak np tej z Rzymu, dodaję zdjęcie specjalne, które dla mnie dostało nagrodę w kategorii The derpest. W slotowej edycji the derpest występuje Ania! Jak tylko znajdę konkurs na portret radosny czy coś w tym stylu, to ta fota od razu na niego leci, więc szykuj się na ewentualną karierę w internetach (oby tylko nie na kwejkach). Mam nadzieję, że mnie nie zabijesz, ale serio mówiąc jestem dumna z tego zdjęcia. 

Love

wtorek, 25 czerwca 2013

Wielki szpital rosyjski

Kolejna notka z serii opuszczonych miejsc. Muszę jednak przyznać, że dostanie się tutaj było dużo trudniejsze. Było inaczej niż wcześniej. Wielki kompleks, ukryty w lesie, kryjący się za murem z kolcami. Skręciłyśmy w las. Jako wskazówki miałyśmy jedynie kiepską mapę z googli, zasięg nie łapał. Drogi w lesie się rozwidlały na coraz mniejsze, w oddali słychać było wycie psa, który w tamtej chwili zabrzmiał jak pies Baskervill'ów, coś dużego i nieprzyjemnego. Dotarłyśmy do murów z drutem kolczastym, które okalały wielką posiadłość. W końcu brama, lecz zza niej ujadały dwa psy.
...
dla klimatu zalecam
i zgasić światło
dobrze miesza ze zdjęciami






Pierwszy budynek, do którego weszłyśmy,  to główny oddział. Specyficzny zapach, odpadający tynk, mech, pleśń. Atmosfera czegoś zamarłego dziesiątki lat temu. Półkilometrowe korytarze z pustymi salami, z rosyjskimi tablicami. Nosze, wycinki gazet, wyrwane umywalki. Czerwona sala z podium i wypiętrzoną podłogą, gdzie kiedyś mieściła się sala rozrywki. Gdzieniegdzie pozostałości po narkotykach. Otwarta księga pacjentów pozostawiona na oknie.
Dwa długie korytarze, jeden jasny, cytrynowy, drugi ciemniejszy. Gdy szłam miałam wrażenie, że korytarz nie ma końca, a w miarę zbliżania się do niego wydawało mi się, że ktoś tam jest. Dużo okien i toalet, pootwierane szafki. Strych z widoczną więźbą dachową.



Wchodzę do kolejne budynki. Korytarz z rurami i ciepłym światłem, woda w pomieszczeniach, dawna kuchnia z dziurami po kotłach, dziwna maszyna. Wchodzę po schodach, by zrobić zdjęcie oknom, ale nie idę dalej, bo piętro jest bliskie zawalenia. Niektóre pomieszczenia były tak zakurzone, że widać było nasze ślady.
Basen. To było niesamowite, był wielki i wypełniony wodą. Wielkie okna, przez które sączy się światło i odbijają się w nieruchomej wodzie. W wodzie pływa stare koło ratunkowe. W kącie przy ścianie leżą znicze, a nad nimi dziura w dachu. Ktoś spadł z pierwszego piętra i się zabił, kilka lat temu. Sufit musiał być słabszy w tamtym miejscu, bo widoczne były ślady przebicia się czegoś ciężkiego. Idę do słupków do skoków. Staję na jednym z nich, fotografuję zatopione krzesło. Basen był najgłębszy w tym miejscu. Stojąc na nim czułam jak blisko jest granica, by runąć do tej obrzydliwej wody. Uczucie podobne do tego, gdy stoi się nad przepaścią w górach, albo na wysokiej tamie wodnej. Zastanawiam się wtedy, jak by świszczało powietrze w uszach przy spadaniu, a także jakby wyglądało to chwilę przed upadkiem. Po odwróceniu się to dziwne uczucie znika, jakby nigdy go nie było.

 Kino.  Te zdjęcia są czymś w rodzaju łagodnego przerywnika. Byłam tylko w części mieszkalnej, drzwi do dalszej części były zabite gwoździami. Znalazłam wygryzione książki na stołach i pokój z pięknym światłem. Na stole ktoś ułożył buty i krzyżyk zmontowany z patyków. Mimo iż wiedziałam, że ktoś to dostawił później, zrobiło to na mnie wrażenie.























Prosektorium. Niewielki budynek z krzyżem z wejściem zablokowanym konarem. Ciemna sala, kaplica z betonowym podestem, zniczami, gdzie kładziono ciała zmarłych. Korytarz z umywalkami i malutkim, bardzo ciemnym pomieszczeniem wyłożonym różowymi kafelkami. Odniosłam wrażenie, że jest tam wciąż nieco chłodniej. Trzy półki po obu bokach pomieszczenia, 4 oczekujących trupów. Dalej wciąż pudroworóżowe kafelki, umywalki, stół i lampa. Do robienia sekcji zwłok.


Co najdziwniejsze, chodząc po szpitalu, nie czułam jakoś bardzo jego klimatu, musiałyśmy się spieszyć. Nie weszłam też do piwnic i budynku gdzie był szpital zakaźny. Na tyle nie czułyśmy tego niepokoju, że posadziłyśmy tyłki na stole w prosektorium. Klaudia ubrudziła sobie spodenki i udo czymś czerwonym. Rdzą zapewne, jednak irracjonalna myśl o krwi przepłynęła przez mój umysł. Klimat poczułam przy obróbce zdjęć, w nocy, z chłodnym powiewem i szumem nie wiem czego za oknem. Szczególnie ostatnich zdjęć. Nawiasem mówiąc, bez niego pisząc, specjalnie zrezygnowałam z rozjaśniania cieni i zabawie w hdr. Pokusiłam się jedynie o białe okna i delikatne rozjaśnienie najmroczniejszych zdjęć z prosektorium i basenu, na przekór klimatowi. Czy wyszło, decyzję pozostawiam czytającym.


W planach kolejny trip, opuszczony pałac