środa, 8 maja 2013

Te quiero, Barcelona

Odrobina czerwca w kwietniu- czyli 3 dniowy wypad do Barcelony w ramach malego wyłamu od zimnej polskiej rzeczywistości.
https://soundcloud.com/jlorani/giulia-y-los-tellarini
Co widziałam w Barcelonie? Piękną zieleń, palmy, nacieszyłam się ciepłą temperaturą (Barcelończycy brali nas za ruskich, z racji języka i stroju -  podczas gdy my pomykałyśmy w sandałkach i krótkich spodenkach, tutejszi nosili kozaki i grube kurtki) wspaniałą architekturę, dużo dziwnego żarcia, dużo murzynów sprzedających badziewie i tańczących przed katedrą w Bari Gotic, klimatyczne knajpki, grajków na gitarach, kontrabasach i itp, morze i plażę nudystów, gdzie według niektórych piasek był ładniejszy niż po zwykłej stronie ;) Natrzaskałam około 1000 RAW-ów, więc jest co przeglądać.

Widok z małego balkonu z pokoju, pod nami był warzywniak, który otwierał się rano i po południu, ulica była zamknięta od ruchu.



Poniżej zbiór randomowych fotek, które pochodzą z różnych dzielnic Barcelony.






   



Myślałam już że naprawdę muzeum erotyki zajmuje kamienicę nr 69, co by pasowało idealnie. Widać ten numerek spodobał się komuś bogatszemu i ostatecznie muzeum mieści się przy liczbie lustrzanej - 96. Od biedy może być.
.

Montjuic, wzgórze na które wjechałyśmy metrem naziemnym. Inaczej po prostu kolejką. Park był duży i piękny, z góry można było podziwiać panoramę Barcelony. Wygląda nieco, cóż, jednolicie. Podobają mi się nazwy stacji metra. Ta, z której wysiadłyśmy by iść na wzgórze, nazywała się Paral.lel, co skojarzyło mi się z parallel, równoległy, pararela. Trochę Murka i Gaimana.




detal powyższego









Targ na la Rambla, najpopularniejszej ulicy w Barcelonie. Pełno estetycznie ułożonych warzyw, owoców, cukierków, przypraw i innych towarów sprawiał, że mogłabym się tam włóczyć i włóczyć. Tuż przed wejściem zjadłam donuta w sklepie przeznaczonym chyba prawie na same donuty. Ewentualnie można było zamówić kawowe towarzystwo dla wyrafinowanych pączków z dziurką w różnych wariantach. Mniamki.




zastanawia mnie, czy oni naprawde wpieprzają kwiatki?

mniamki, nie?


Bari Gotic, dzielnica o wąskich uliczkach, wysokich budynkach o zdobionych fasadach i licznych zabytkach, które dawały przyjemny cień. Kojarzyło mi się z akcją książki Cień wiatru, jeśli tylko odjąć turystów. 



Strasznie żałowałam, że nie poszłam z aparatem do wnętrza. Problemem było to że trochę to kosztowało a nikomu innemu wchodzić się nie chciało, a sama nie chciałam wtedy pójść. 
Wyborna kafejka ukryta w jednym z zaułków, gdzie kelnerzy nie nawykli do napiwków.
















Port i plaża, na której pełno było ludzi obijających się, pijących, uprawiających jakieś sporty, pływających i naciągajacych pozostałych na kupno jakiegoś badziewia. Mają śmieszne czarnożółte taksówki.



Eixample, dzielnica zaprojektowana na planie szachownicy, gdzie dużo było modernistycznych budynków i ciekawych sklepików.





Sagrada Familia, a konkretniej jej wnętrze, zrobiło na mnie niesamowite wrażenie. Wysokość i abstrakcyjność sklepienia sprawiło że chodziłam ciągle z głową do góry i aparatem wpadając w japońskich turystów.















Park Guell

Powyższe zdjęcia, sala hypostylowa. Szczerze mówiąc myślałam że będą fajniejsze te pawilony Gaudiego w parku.


wnętrze muzeum Gaudiego

Murzyńska wiosna która nie była zadowolona że strzeliłam jej fotę i nie dałam za to hajsu

3 dni to dla mnie za mało by poznać Barcelonę w stopniu satysfakcjonującym. Na pewno jeszcze tam wrócę, do mniej popularnych dzielnic, po książkę z antykwiariatu i drinka w którymś z barów i nocną przechadzkę.


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz